sobota, 7 marca 2015

4. ''Stęskniłem się za tobą.''

Dziś był ten dzień. Miałam zostać gdzieś zabrana, nie wiedziałam gdzie. Od incydentu z moją ręką byłam traktowana lepiej, spałam w małym pokoju, ale było tam wygodniejsze łóżko, mogłam swobodnie korzystać z toalety, a co najważniejsze dostawałam jedzenie.
Dzisiaj dostałam ubrania. To były ubrania , które całkowicie mnie nie przypominały. Były to między innymi zbyt krótkie spódniczki, sukienki lekko zakrywające mój tyłek, wyzywające bluzki i obcisłe spodnie. Do tego kilka par szpilek i butów na płaskiej podeszwie, głownie vansy, jordany czy conversy.
Prawie w ogóle się do mnie nie odzywano, Justin zniknął od czasu mojego pobytu w tym ''szpitalu''. Wciąż nie wyjaśniono mi o co chodziło z tymi dziewczynami. Bałam się sama o siebie.

Siedziałam w czarnym land roverze w obcisłych jeansach z wysokim stanem, czarnych vansach i białej bluzie z napisem OBEY. Moje włosy były spięte w warkocza. Jechaliśmy około dwóch godzin. Cały czas nerwowo bawiłam się moimi palcami wbijając wzrok w krajobraz.

Po ciągnących się dwóch i pół godziny wysiedliśmy w jakimś lesie. O MÓJ BOŻE, A JAK SIE ZGUBIĘ? Tak, jestem nienormalna. Boje się, że się zgubię niż bać sie o to, że któryś z nich strzeli mi w głowę. W sumie wyświadczyliby mi przysługę. Miałam serdecznie dość mojego życia.

Chłopak, który kilka dni temu chciał mnie zabić szedł przodem, obok niego jakiś brunet, którego jeszcze nie znałam, a za ramiona trzymali mnie kolesie, którzy wrzucili mnie do piwnicy.
Moim oczom ukazał się piękny, duży dom, był cały biały z dużymi oknami w starym stylu. Spokojnie pomieściłby ze sto osób. Do domu prowadziła ścieżka wyłożona kamieniami, a przed wejściem duża fontanna.
- Twój nowy dom, zapraszam. - Mruknął Thomas wchodząc do domu jak do siebie. - Roe, Chan, chodźcie tutaj! - Krzyknął rozglądając się po domu.
Chwilę później moim oczom ukazały się dziewczyny, które ostatnio były w ''odwiedzinach'' w piwnicy. Blondynka posłała mi sympatyczny uśmiech, a brunetka przywitała się pocałunkiem z brunetem, którego nie znałam. Chwilę później podeszła do mnie zarzucając włosy na plecy.
- Chantelle Gouldng, mów mi Chan. - Podała mi dłoń, a ja lekko ją uścisnęłam. Chwilę później podeszła do mnie blondynka.
- Rose Valentino, mów mi jak tam sobie chcesz. - Przytuliła mnie miło i pocałowała mój policzek. WTF?!
- Anders, pokaż naszej Hamilton gdzie ma swój pokój i za 10 minut mamy się spotkać w salonie. - Powiedział Thomas obojętnie wychodząc z przedpokoju. Pewnie udał się do salonu. Chłopak, który mnie ostatnio zrzucił ze schodów zaprowadził mnie do ''mojego'' pokoju. Otworzył duże białe drzwi, a moim oczom ukazał się duży, czysty pokój. Ściany były w kolorze białym, ale jedna, przy której stało łóżko w kolorze liliowym. Łóżko było ogromne, z jeszcze większą ilością poduszek. Zaraz obok stał regał z książkami i zdjęciami. Moimi zdjęciami, kiedy byłam... mała? Na samej górze regału kilka małych misiów, a lewo od wejścia znajdowały się dwa wejścia, z uchylonymi drzwiami. W jednej dostrzegłam łazienkę, a w drugiej garderobę. Pomiędzy nimi stał stolik, a na nim pełno kwiatów w wazonie. Zaraz nad nim wisiał duży telewizor plazmowy. Środek pokoju okrywał biały, puszysty dywan, obok którego stał czarny fotel. Położyłam moją torebkę na łóżku. Wszystko wyglądało tak ładnie, tak świeżo i miło. Aż trudno uwierzyć, że będę mieszkać w tym pokoju zaraz po tym jak zostałam porwana. Może o to im chodziło? Żebym parę dni mojego nędznego życia spędziła chociaż trochę godnie. A może zaraz wyskoczy typ z kamerą i powie ''Mamy cię!'' Ta jasne, chociaż to są moje marzenia, raczej nie są prawdziwe i się nie spełnią. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Andersa.
- Chodź już. - Mruknął zirytowany wychodząc z pokoju.
Skierowałam się zaraz za nim. W pokoju ujrzałam chyba z piętnaście osób. Chantelle siedziała zaraz obok Thomasa, trzymając rękę na kolanie. Obok nich spokojnie zerkała na mnie Rose z delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na prawo. Kilku kolesi, których nie znałam, na lewo kilka dziewczyn, których również nie znałam. Na wprost ujrzałam tą osobę, którą tak bardzo chciałam zobaczyć. Justin stał z rękami w kieszeniach, nie patrzał na mnie. Miał wzrok spuszczony w dół. Mój wzrok przykuła osoba, która stała zaraz obok niego. Typek, który wcześniej z nami wchodził do domu. Przypominał mi kogoś. Nie potrafilam sobie przypomnieć kogo. Patrzał na mnie kamienną twarzą również trzymając dłonie w kieszeniach. Te oczy... Jakbym je już gdzieś widziała. A może zaraz umrę? Chciałabym, naprawdę.
- Zebraliśmy się tutaj wszyscy, żeby powitać naszą nową członkinię. - Wszyscy spojrzeli na mnie wzrokiem, jakby chcieli mnie zabić. Członkinię? O co tutaj chodzi?
Chwilę później Chantelle wzięła do ręki białą kartkę, zakaszlała i wzięła głęboki oddech.

Melody Primrose Maria Hamilton.
Urodzona 17 maja 1997 roku w Kanadzie
Ojciec to Adam John Hamilton
Matka to Maria Isabella Hamilton, z domu McCann.
Melody Primrose Maria Hamilton zamieszkała w Kanadzie, jednak kilka lat później została przeniesiona do Toronto przez Międzynarodowe Biuro Ochrony Świadków wraz z ojcem Adamem Johnem Hamiltonem. Dziewczyna skończyła tam podstawówkę, brak problemów z nauką, gorzej z równieśnikami.
W wieku 13 lat jej ojciec ożenił się z wynajętą przez Międzynarodowe Biuro Ochrony Świadków Anną Hamilton, z domu Black'ów. Już rok później na świat przyszła Avalon, jej przyrodnia siostra.
Melody Primrose Maria Hamilton ma brata, Oliver Liam Hamilton.


- Witaj Melody. - Mruknął brunet stojący obok Justina. Podszedł do mnie patrząc mi w oczy. - Jestem Oliver Liam Hamilton.
Że co do chuja?! I co, okazało się, że mam brata, a Anna jest wynajęta?

- To może być dla ciebie szok, Melody. Nasza matka jest siostrą Jasona McCanna, który jest w gangu, przeciwnym naszego. Nasz ojciec, Adam jest naszym ''przywódcą''. Wrócił do Kanady, żeby skończyć z Jasonem. On zabił twoją matkę, ponieważ zaszła w ciążę i wyszła za mąż za naszego tatę. Została najpierw przez swojego brata zgwałcona, potem pocięta, a na koniec powieszona za nogi w waszej piwnicy. Ten dom to nasza siedziba, od dzisiaj jesteś jedną z nas Melody. Jesteś tutaj, żeby ochronić siebie, swoich bliskich i różnych innych ludzi przed gangiem Velton, która należy do McCanna. Są nienormalni, zabiją z zimną krwią i jeszcze z uśmiechem na ustach. Jesteś naszym wybawieniem Melody.  - Mruknął mój ''brat''. Byłam całkiem zszokowana. Czy ja też muszę zabijać? Czy już nigdy nie wrócę do normalnego życia? Boję się. Całe życie wmawiano mi, że moja mama zginęła w pożarze naszego starego domu, dlatego się wyprowadziliśmy z Kanady. Teraz się okazało, że całe moje życie to jedna wielka ściema. Ciągle milczałam, nie chciałam nic mówić. Chciałam wrócić do mojego starego życia.

- Od jutra zaczynasz treningi. Twoimi nauczycielami będą nasi najlepsi. Justin nauczy cię samoobrony oraz strzelania z broni, a Chantelle i Rose różnych takich, które ci się przydadzą. Dasz sobie radę, w sumie nie masz wyjścia. - Splunął bez emocji Thomas i wyszedł. Dopiero teraz poczułam pieczenie w kącikach moich oczu. Usiadłam na fotelu, żeby nie stracić gruntu pod nogami. Spojrzałam na wszystkich, a głownie na Justina. On posłał mi słaby uśmiech i odwrócił się i wyszedł. Chwilę później zerwałam się z fotela i pobiegłam do mojego nowego pokoju. Cholera, ten dom był taki ogromny, że szukałam odpowiedniego pokoju przez chyba pięć minut. Kiedy w końcu go odnalazłam położyłam się na łóżku i chwilę później zasnęłam.

Obudziły mnie śmiechy nad moim uchem.
- Wstawaj Mel, szykujemy się na trening! - Krzyknęła szczęśliwa Rose. Usiadłam powoli na łóżku i otarłam moje oczy. Roe ubrana była w obcisły sportowy stanik i krótkie spodenki. Miała idealnie płaski brzuch, a mieścił się na nim zarys mięśni. Była szczupła, ale miała na czym siedzieć i czym oddychać. Niechętnie zerwałam mój leniwy tyłek z łóżka udając się do łazienki bez słowa. Miałam tam juz przygotowany zestaw, który musiałam założyć. Założyłam na siebie obcisłą bokserkę, krótkie, czarne spodenki i do tego Roshe runy. Rozczesałam moje włosy, spięłam je w wysokiego kucyka. Zmyłam resztki makijażu z mojej twarzy i udałam się do pokoju. Założyłam na siebie szarą bluzę, żeby trochę zakryła mojego ciała. Rose kiedy tylko mnie zobaczyła zbiegła od razu na dół. Pokiwałam głowa do wszystkich i udałam się za dziewczyną. Wyszłyśmy na ogródek, z tyłu domu. Było tam pełno przyrządów do ćwiczeń, worek do boksowania, ale po drugiej stronie duży basen, grill, stoliki, leżaki, krzesła. Wszystko co można sobie wymarzyć. Duży dom i cudowny ogród. Z jednej strony chciałabym uciec stąd jak najdalej, od tych moich ''obowiązków'', ale z drugiej są tutaj cudowni ludzie. W końcu, mój brat i Rose. Bardzo ją polubiłam przez te dwa dni.
Chwilę później Rose stała już obok mnie ze stoperem.
- Dobra mała. Zobaczymy jak sobie poradzisz. W minutę musisz zrobić dziesięć kółeczek dookoła podwórka. Powodzenia. - W minutę dziesięć okrążeń? Okej, to będzie trudne, ale miałam dość dobrą kondycję. Zdjęłam z siebie bluzę i odrzuciłam ją na bok. Ukucnęłam przy miejscu, w którym stała Rose ze stoperem w prawej dłoni i gwizdkiem w lewej. - Do startu. Gotowi. Start!
Od razu wystartowałam. Najpierw biegłam trochę szybszym truchtem, ale chciałam wyżyć się na tym. Zaczęłam biec coraz szybciej i szybciej zataczając kółka wokół całego podwórka. Musiała ze mnie spłynąć cała złość, która we mnie była. No i oczywiście smutek. Chciałam się na sobie wyżyć. Nawet się nie zorientowałam kiedy mój czas minął. Rose ciągle krzyczała, że mogę już przestać, ale ja nie chciałam. Już ledwo co łapałam oddech. Trochę zwolniłam. Znajdowałam się akurat w świetnym miejscu. Był to basen. Spojrzałam na Rose i posłałam jej cwany uśmiech. Zdjęłam z siebie buty, skarpetki, spodenki i bluzkę. Byłam w samej bieliźnie. Chwilę później wskoczyłam do wody. Moje ciało momentalnie rozluźniło się pod wpływem ciepłej wody. Wynurzyłam się powoli patrząc na Rose, która była w swoim sportowym staniku i czarnych stringach. Wskoczyła na bombę oblewając moją twarz. Zaczęłyśmy się głośno śmiać.

Po jakiejś godzinie wyszłyśmy z basenu całkiem przemoczone. Chwyciłam moją bluzę udając się do kuchni. Wszyscy patrzyli na nas ze śmiechem. Spojrzałam na Justina, który leciał wzrokiem po moich nogach. Oblizał wargi, a ja specjalnie do niego podeszłam. Nachyliłam się zaraz obok niego, tak, że mój tyłek znajdował się obok jego ręki. Chwyciłam butelkę wody upijając z niej kilka łyków.
Chwilę później poczułam dłoń na moim biodrze. Była to dłoń Justina. Chłopak mnie do siebie przysunął wypalając wręcz dziurę w mojej skórze. Uśmiechnęłam się zadziornie i spojrzałam na chłopaka.
- Stęskniłem się za tobą, Melody. - Szepnął do mojego ucha przytulając mnie do siebie.
- Ja też. - Mruknęłam odkładając butelkę wody.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam, przepraszam, że rozdział jest do dupy ;( Ostatnio dużo się wydarzyło i nie mam jakoś ostatnio weny. Ale rozdział jest i zapraszam do komentowania!
Jest Was tutaj naprawdę mało, nie wiem czy jest sens dalej prowadzić blog ten oraz
Love me harder

@pvcixx

7 komentarzy:

  1. Piszesz cudownie czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No tego się nie spodziewałam ! ALE BOSKO! Pisz pisz nie przestawaj bo jest mega rozdział boski

    OdpowiedzUsuń
  3. Pełna zmiana akci, Zajebiste, kurwa nie wierzę . Czekam nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ekstra, czekam na następny! A co z Love me harder?

    OdpowiedzUsuń