niedziela, 1 marca 2015

3. '' Bałem się o Ciebie...''

Poczułam ciepło na moim policzku, a chwilę później otworzyłam oczy. Zobaczyłam tam Justina, patrząc na mnie z troską. Kilka razy zamrugałam oczami, żeby przyzwyczaić się do jasnego światła i powoli usiadłam.
- Jak się czujesz? - Spytał chłopak kładąc dłoń na moim udzie przez co zrobiło mi się jeszcze cieplej.
- Jest w porządku. - Mruknęłam rozglądając się dookoła. Nie byłam w tej obskurnej i zimnej piwnicy, tylko w ciepłym pomieszczeniu, w ciepłym łóżku.
- Wciąż jesteś blada. Przyniosę ci wody. - No i wrócił Justin bez uczuć. Powiedział to tak oschle, aż zadrapało mnie w gardle. Oparłam głowę o ścianę odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy.
Chwilę później wszedł do pokoju ze szklanką wody i podał mi ją. Szybko opróżniłam jej zawartość widząc uśmiech Justina.
- Chcesz coś zjeść? - Spytał wyciągając w moją stronę dłoń. Pokiwałam głową i chwyciłam jego rękę. Chłopak przyciągnął mnie powoli do siebie, a chwilę później byliśmy już na dole. Usiadłam niepewnie na krześle rozglądając się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na drzwiach skąd pochodziły jakieś głosy i krzyki. Czterech mężczyzn wparowało do kuchni, a ich wzrok spoczął na mnie. Poczułam się zażenowana i wystraszona. Wtedy jeden z nich wyciągnął broń celując we mnie. Moje oczy zapełniły się łzami. Ledwo już widziałam mojego oprawcę. Cały czas starałam się patrzeć na środek lufy, żeby przywitać kulę, która zapewne wyląduje w moim czole.
- Hej Thomson, zluzuj trochę. - Syknął Justin stając przede mną.
- Chodź ze mną Justin. - Pokazał palcami chłopak, który przed chwilą we mnie celował. Powiedział coś na ucho do dwóch pozostałych, a oni stanęli po bokach mnie i złapali mnie za ramiona. Ściągnęli mnie z krzesła zaprowadzając w stronę drzwi od piwnicy. Nawet nie miałam co się szarpać, wiedziałam, że i tak tam wyląduje. Spojrzałam jedynie na Justina smutnym wzrokiem i blado się uśmiechnęłam kiedy zostałam zepchnięta ze schodów. Moje ciało sturlało się po nich niczym kamyk z górki. Byłam cała poobijana, wiedziałam, że mam coś złamane. Wylądowałam na twarzy, a za mną zostały zatrzaśnięte drzwi. Spojrzałam w ich stronę i nawet nie mogłam się rozpłakać, mimo że bardzo chciałam pozbyć się wszystkich emocji. Nie mogłam, kręciło mi się w głowie. No tak idiotko, w końcu na nią upadłaś. Niezdarnie podniosłam się z podłogi idąc w stronę mojego materaca, który nie był schowany w żadnym innym pokoju tylko tutaj. Był tutaj zimniej, ciemniej, ponieważ nie było już małej lampki za skórzanym fotelem, ani malutkiego okna. Tylko żarówka, która migała mi nad głową. Skuliłam się patrząc na moją rękę. Kiedy ją dotykałam strasznie bolała, nie mogłam nią w ogóle poruszyć. Była złamana. Skuliłam się próbując nie zwracać uwagi na ten okropny ból, ale w końcu nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć z bólu, dopiero chyba teraz zaczęła mnie tak naprawdę boleć. Wyłam jak małe dziecko dławiąc się łzami. Co ja takiego zrobiłam, że zasłużyłam na takie traktowanie? Nikt się pewnie nie przejmuje tym, że zniknęłam. Po jakieś godzinie płakania i nieustępliwego bólu w końcu usnęłam.

***

Obudziłam się nad rankiem, przynajmniej tak mi się wydawało. Tutaj słyszałam kroki, które dochodziły z góry, niektóre rozmowy, ale najbardziej przytłaczał mnie zapach jedzenia. Mimo, że mało jadłam teraz nie miałam jedzenia od prawie trzech dni w ustach, nie wspomnę o wodzie. Czy oni chcą, żebym zginęła w męczarniach? Zdecydowanie musiałam zmienić tampona. Świetnie Melody, jesteś porwana przez Bóg wie kogo, a ty myślisz o zmienieniu tampona. Inteligencją to ty nie świecisz. Usiadłam powoli na moim niewygodnym materac czując ból w mojej ręce. Wtedy drzwi się otworzyły. Zobaczyłam w nich chłopaka, który wczoraj do mnie strzelał, dwóch tych samych, którz zrzucili mnie z tych przeklętych schodów, jakąś dziewczynę o blond włosach, inną w czarnych i Justina. Wszyscy zeszli na dół, a ja się bardziej skuliłam.
- To jest ta wasza tajna broń? - Spytała blondynka kpiącym głosem. - Przecież ona się nie nadaję.
- Nadaje się kurwa, tylko Mike i Josh chyba jej coś złamali. - Odpowiedział mój oprawca przybliżając się do mnie. Chwycił moją złamaną rękę na co krzyknęłam z bólu, a moje oczy wypełniły się łzami.
- Uwierz mi, gdyby nie to, że ma złamaną rękę już dawno by mi przypierdoliła. - Zaśmiał się chłopak, który mi zrobił krzywdę. Dziewczyny stanęły przede mną i westchnęły kręcąc głową. Były ubrane w krótkie sukienki i wysokie szpilki.
- Dobra, bierzemy ją. Macie jej opatrzyć tą rękę, wykąpać, kupić jej jakieś ciuchy, żeby wmieszała się w tłum i za dwa tygodnie chce ją widzieć u nas. - Powiedziała brunetka i pogłaskała mnie po głowie. Zrobiłam do niej minę typu ''wtf'' a ona się zaśmiała.
Chwilę potem wszyscy wyszli, został tylko Justin i chłopak z bronią. Po chwili do piwnicy wszedł jakiś koleś, widocznie starszy. Kazał mnie zabrać do drugiej piwnicy. Do drugiej piwnicy? Cholera, a co jeśli tam mnie zabiją? Justin wziął mnie na ręce jak pannę młodą, a jego oddech muskał moje ucho i szyję. Uśmiechnęłam się przez to i wtuliłam się w niego wolną ręką. Wszedł ze mną do drugiej piwnicy i położył mnie na łóżku. Wyglądało tam, jakby w jakimś szpitalu na sali operacyjnej. Chłopak, który wydał polecenie przyniesienia mnie tutaj założył fartuch i rękawiczki. 
- Boli cię ta ręka? - Spytał dotykając mojej dłoni, na co niemiłosiernie krzyknęłam zaciskając oczy.
- Kości zaczęły się już zrastać co znaczy, że musimy wykonać operację. - Zrobiłam duże oczy, operacja tutaj, bez zgody rodziców?
- Tutaj? A nie potrzebna ci jest zgoda rodziców na przeprowadzenie takiego zabiegu? - Zmarszczyłam brwi patrząc na moją rękę. Wszyscy w pokoju się zaśmiali, a ja się na nich popatrzałam.
- Nie boisz się, że ktoś być może bez kwalifikacji robi ci operację, tylko czy mamy zgodę twoich rodziców? - Spytał ''lekarz'' na co potrząsnęłam głową. Chwilę później chwycił za strzykawkę i wbił ją w moje ramię. Już chwilę później poczułam się błogo i odpłynęłam.

***

Parę godzin później obudziłam się w czystym i białym pomieszczeniu. Leżałam rozebrana do bielizny, a moje ciało przykrywała biała kołdra. Rozejrzałam się dookoła i przestraszyłam się, bo przez chwilę myślałam, że umarłam. Ale nie, to nie mogłoby być niebo. W niebie nie ma bólu. A mnie ręka bolała, ale była już opatrzona i nie bolała, aż tak bardzo. Chwilę później drzwi rozchyliły się i zobaczyłam w nich Justina i ''lekarza''. Justin usiadł na łóżku obok mnie chwytając mnie za dłoń.
- Jak się czujesz? - Spytał ze zmartwieniem, na co pokiwałam głową i lekko ścisnęłam jego dłoń.
- Przez kilka dni będziesz czuła jeszcze ból, ale wszystko jest na dobrej drodze. - Uśmiechnął się do mnie lekarz po czym wyszedł z sali. Zostałam sama z Justinem, no cudnie.
- Bałem się o ciebie. - Mruknął po dłuższej chwili zerkając na mnie.
- Dlaczego? - Szepnęłam zachrypniętym głosem oblizując moje suche wargi.
- Nie mam pojęcia. Bałem się, że cię stracę, leżałaś w śpiączce tydzień.

~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich, jak podoba się rozdział?
Wiem, że krótki :((

Jeśli Wam się podoba to proszę o komentarze.
P.S. Nie jestem robotem, rozdziały będą dodawane dwa, trzy razy w tygodniu!

Jeśli chcecie być na bieżąco informowani o rozdziałach podawajcie usery do tt pod najnowszymi wpisami! c:

Dziękuję za wszystko.

@pvcixx

5 komentarzy: